sobota, 7 stycznia 2023

O przełamywaniu stereotypu o podrzędnej roli kobiety - "Lekcje chemii" Bonnie Garmus

Nalepszy prezent świąteczny to dobra lektura. Do takich z pewnością mogę zaliczyć "Lekcje chemii" autorstwa Bonnie Garmus, którą to książkę "skubałam" dwa tygodnie. Chcąc oddać tej historii należny szacunek, dopiero drugą połowę pochłonęłam jednym tchem, z trudem i żalem odrywając się do codziennych obowiązków. Ale do rzeczy. 


Tłumaczenie zawdzięczamy Markowi Cieślikowi, publikację wydawnictwu Marginesy. Akcja osadzona jest w Kalifornii w latach 50. i 60. XX w. Kwestia równouprawnienia płci to w ówczesnych realiach temat ważny niemal tak jak wpływ ruchu planet na nocne życie jednorożców. Realiach, w których rola kobiety powinna sprowadzać się wyłącznie do prowadzenia domu i wychowywania dzieci. Realiach, w których powszechne jest twierdzenie, że kobiety są nie dość bystre, by osiągnąć więcej niż mężczyźni. 

Elizabeth Zott nie godzi się na przeciętność, bo co w końcu może znaczyć, że jakaś kobieta jest przeciętna? Nie ułatwia jej to niestety wybicia się w naukowym, typowo męskim świecie, gdzie nie docenia się piękna umysłu, a jedynym uznawanym autorytetem jest męska płeć. Seria niefortunnych zdarzeń losu sprawia, że Elizabeth nie tylko zostaje samotną matką, ale i rewolucjonizuje amerykańskie kuchnie z ekranów teleodbiorników. Mimo to zdawać by się mogło, że jej losy to nieustanna huśtawka naprzemiennych pozytywnych i negatywnych wydarzeń. 

Czytając czuje się chwilami przebijającą z treści gorycz, jaką czuły postacie traktowane niegodnie tylko ze względu na fakt, że nie urodziły się mężczyzną. Niesprawiedliwość, która przejawiała się sprowadzaniem kobiety do jedynej "słusznej" roli żony i matki, opiekującej się rodziną i odpowiedzialnej za dobre samopoczucie swojego męża. Bezradność w obliczu przemocy, jakiej nierzadko kobiety doświadczają, nie uzyskując żadnej rekompensaty. Niemniej chwilami ogarniało mnie także wzruszenie, kiedy wydarzenia obierały pozytywny tor, a tło stanowiło dla nich na pozór "zwykłe" gotowanie na antenie, które zdaniem bohaterki jest czymś ważnym i wcale nie daje tyle "frajdy". Jest za to pasmem chemicznych eksperymentów, których udanym efektem końcowym jest pyszna i pożywna potrawa. "Odwaga w kuchni przekłada się na odwagę w życiu."

Lekturę oceniam bardzo pozytywnie. Jestem zdania, że warto przczytać ją choćby dla podniesienia na duchu siebie samego, szczególnie w chwilach słabości, braku wiary we własne siły, chandry. Autorka podkreśla między wierszami, jak ważny jest czasami upór, podjęcie wyzwania, dążenie do zmiany. Najtrudniejsze jest przecież podjęcie decyzji o zmianie czegokolwiek w życiu, kolejne kroki są już o wiele łatwiejsze. Po przeczytaniu tej książki sama uważam, że trzeba wzmacniać w sobie poczucie pewności siebie, wiary we własne możliwości, a przede wszystkim nie bać się zmian, jeśli uznamy je za konieczne. Na podsumowanie fragment, ogromnie pozytywny:

"Pewnym krokiem, z grubym pisakiem w dłoni podeszła do stojaka. "CHEMIA TO ZMIANA" - napisała na arkuszu papieru.

- Kiedy tylko zaczniecie wątpić w swoje siły - powiedziała, odwracając się znów ku widowni - kiedy tylko poczujecie lęk, przypomnijcie to sobie. Odwaga leży u źródła każdej zmiany, zmiana zaś jest tym, do czego jesteśmy wszyscy chemicznie zaprojektowani. Tak więc kiedy obudzicie się jutro, przyrzeknijcie coś samym sobie. Nigdy więcej hamowania własnego rozwoju. Nigdy więcej uznawania opinii innych na temat tego, co możecie, a czego nie możecie osiągnąć. I nigdy więcej przyzwalania na to, by ktokolwiek szufladkował was według bezużytecznych kategorii płci, rasy, pozycji ekonomicznej czy religii. Nie pozwólcie swoim talentom leżeć odłogiem, moje panie. Same projektujcie swoją przyszłość. Kiedy wrócicie dziś do domu, zadajcie sobie pytanie, co wy same chcecie zmienić. A potem zacznijcie to robić."