wtorek, 16 sierpnia 2022

"Mitologia słowiańska" Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony

Zanurzam się powolutku w bajania o słowiańskich bóstwach. Pierwszy mój zakup, który czekał na przeczytanie chyba również coś koło roku, to właśnie opowieści zebrane w "Mitologii słowiańskiej" autorstwa Jakuba Bobrowskiego i Mateusza Wrony. Jak sami autorzy zastrzegają, nie są to absolutnie żadne oryginalne opowieści, a jedynie literackie opracowanie legend i podań słowiańskich, które mają czytelnika wprowadzić w świat pradawnych bogów, herosów czy postaci z demonologii słowiańskiej. 


Pozycja ta zawiera ciekawe ilustracje autorstwa Magdaleny Boffito. 

 

Mogę polecić ze względu na lekki język, jakim napisane są te opowiadania. Znacznie przybliżają nie tylko postaci bóstw, ale i tworów nadprzyrodzonych, w które według legend wierzyli słowianie, i porzez których istnienie wyjaśniali oni sobie nieszczęścia, jakie na nich spadały, czy też powodzenie w rodzinie i gospodarstwie domowym. Jak dla mnie bardzo miły wstęp do dalszego zgłębiania tematyki, ale i inspirująca lektura. Stąd też zapragnęłam więcej, co poskutkowało zakupami...



Teraz tylko siąść i czytać...

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

"Przemiana" Deborah Harkness - ciekawość nowego i nieśmiertelnego życia

Ta książka na mojej półce wystała się wystarczająco, by wreszcie po nią sięgnąć. Autorka, której popularność przyniosła Księga Wszystkich Dusz, na której bazowano przy produkcji seriali "Księga czarownic" popełniła kolejną powieść stanowiącą kontynuację owej trylogii. Pochłonęłam poprzednie trzy tomy, z uwielbieniem oglądałam trzy sezony serialu dość wiernemu fabule książek a do kontynuacji nie mogłam sięgnąć przez niemal cały rok od zakupu wymawiając się pracą czy studiami. Nie odmówiłam sobie więc całkowitego zanurzenia się w lekturę na weekend, by jak najszybciej dowiedzieć się, co wydarzyło się dalej...

 

Nie rozczarowałam się, choć może jednak liczyłam na trochę więcej akcji, jak w poprzednich powieściach. Tłumaczenie Anny Reszki jest wciągające, chłonęłam kolejne strony, starając się jednocześnie umiejscawiać je w chronologii globalnych wydarzeń znanych z wcześniejszych lektur. Przede wszystkim sam tytuł nawiązuje ściśle, jak się można domyślić, do przemiany człowieka w wampira. Oczywiście autorka nie skupia się wyłącznie na samym momencie przemiany i nie wyłącznie na jednej postaci, dowiadujemy się więcej o całym złożonym, jak się okazuje i rozłożonym w czasie, procesie. 

W trakcie przemiany Phoebe i jej dostosowywania się do życia jako nieśmiertelny wampir przeplata się w tej historii opowieść Marcusa, z której dowiadujemy się wielu szczegółów nie tylko z przemiany w wampira, ale także detali dotyczących jego samego i rodziny de Clermont. Zdawać by się mogło, że jedynie tłem do tego są wydarzenia z życia Diany i Matthew oraz ich dwuletnich czarodziejsko-wampirycznych bliźniąt. W zasadzie to chyba właśnie tego oczekiwałam jednak więcej w tej historii, co zrzucam na fakt sympatii do tych postaci, nie można jednak wątpić, że zbytnio rozbudowałoby to powieść niekoniecznie uatrakcyjniając ją (pomijając też fakt, że to jak dotąd najkrótsza z powieści pani Harkness). A skoro jest zapowiedź kolejnego tomu już niebawem, nie czuję się poszkodowana ograniczeniem czasowym powieści do ledwie kilku miesięcy bieżących wydarzeń.

Wracając do fabuły, podoba mi się taka forma wzbogacenia wizji autorki o detale procesu przemiany. W świecie wykreowanym do tej pory przez Harkness jedynie wampir jest bytem, który można stworzyć przemieniając w niego człowieka. Choć wiemy, że Diana wchłonęła w siebie wiedzę z Księgi Życia, nie znamy nadal praktycznie żadnych szczegółow na temat chociażby powstawania demonów (może ta wiedza dopiero przed nami?). Poza tym sam "protokół" procesu powołania do życia wampira został także bardzo interesująco przedstawiony, podkreślając tym samym rolę swojego rodzaju przynależności i poddaństwa wampirów wobec swoich stwóców, ale także zasady ogólnego oscylowania w wampirycznym świecie. Moją uwagę zwróciła też narracja. Cała niemal uwaga czytelnika powinna być skupiona na Pheobe oraz Marcusie, ponieważ to o nich dowiadujemy się najwięcej, głównym pierwszoosobowym narratorem pozostaje jednak Diana, co pozwala z jej perspektywy śledzić część wydarzeń, w których sama bierze udział. 

Powieść przesiąknięta magią, ociekająca krwią i pożądaniem, pełna wspomnień i marzeń. Czekam na więcej.

PS. To co jeszcze lubię w tej serii to okładki, a ta jest przecudowna kolorystycznie!

środa, 3 sierpnia 2022

"Lincoln Highway" - w podróż autostradą Lincolna...

Każdego czasem kusi, by wsiąść w samochód, autobus czy pociąg i odjechać w nieznane... Kolejna z powieści Amora Towlesa, którego uwielbiam już po lekturze "Dobrego wychowania", jest właśnie o podróży, o dążeniu do zmiany, ropoczynaniu od nowa. Autorką przekładu jest Anna Gralak. Osobiście postawiłabym na tytuł "Autostrada Lincolna", jestem nieco zaskoczona nieprzetłumaczeniem tytułu.

 



Strasznie szkoda było mi za każdym razem przerywać lekturę, jej czytanie rozciągnęło mi się na ponad miesiąc między kolejnymi wyjazdami, więc tym bardziej pobudzana była moja ciekawość, co wydarzy się dalej. Pozornie proste plany mogą się dość szybko skomplikować, o czym niejednokrotnie przekonują się bohaterzy tej opowieści. Im bliżej celu, tym trudniej do niego dotrzeć. I kiedy wydawać by się mogło, że gorzej być już nie może... następuje kolejny nieoczekiwany problem. Dylematy postaci, ich nie zawsze nie kolidujące ze sobą interesy, niosące tym samym problemy świetnie oddają prawdziwość twierdzenia o przepoławianiu podróży, co stanowi istny test cierpliwości i wytrwałości w szczególności dla Emmetta, który z taką determinacją stara się dopiąć obranego celu i nie zawieść młodszego brata.

Bardzo podoba mi się lekkość tej prozy, nie zdarzyło mi się znudzić w trakcie czytania, nawet mimo pozornie momentami nie tak wartkiej akcji. Zaintrygowała mnie zmiana sposobu narracji, przedstawiana raz z perspektywy poszczególnych bohaterów, innym razem prowadzona przez narratora trzeciosobowego skupiajacego się na konkretnej osobie. Może to utrudnić rozpoznanie, kto jest tą kluczową postacią lub też uzmysłowić czytelnikowi, że tak naprawdę każdy z protagonistów jest tak samo ważny w tej historii. Najciekawsze jest jednak dzięki temu to, że wiele z wydarzeń możemy śledzić z wielu różnych perspektyw, dokładniej poznając bohaterów, których one dotyczą.

W powieści dostrzegam przesłanie, że nigdy nie jest za późno, by wziąć swój los we własne ręce, nie poprzestawać na tym, co mamy, nie patrzeć na swój los bezczynnie, ale dążyć do czegoś więcej, mieć marzenia i pozwalać sobie na ich spełnienie. Oczywiście, we wszystkim jednak należy zachować rozsądek, nie dać się ponieść jedynie emocjom, ale także mieć świadomość konsekwencji swoich czynów i być gotowym do ich poniesienia. 

Jeszcze trawię to słodko-gorzkie zakończenie opowieści, która nie pozostawiła złudzeń co do losu Woolly'ego ani Duchessa, pozwala jednak mieć nadzieję na pozytywne dalsze losy Emmetta, Billy'ego i Sally. Był moment, kiedy poczułam wręcz wzruszenie, dające nadzieję na optymistyczne zakończenie całej historii. Był też moment wyjątkowo humorystyczny (o wielkości męskiego ego). Ze zrozumieniem kiwałam jednak głową, kiedy analizując sobie pobieżnie charakterystyki postaci przyznałam rację autorowi, że czasami na drodze do szczęścia potrafi stanąć nam nadmiar tego, co w nas najlepsze.