Każdego czasem kusi, by wsiąść w samochód, autobus czy pociąg i odjechać w nieznane... Kolejna z powieści Amora Towlesa, którego uwielbiam już po lekturze "Dobrego wychowania", jest właśnie o podróży, o dążeniu do zmiany, ropoczynaniu od nowa. Autorką przekładu jest Anna Gralak. Osobiście postawiłabym na tytuł "Autostrada Lincolna", jestem nieco zaskoczona nieprzetłumaczeniem tytułu.
Strasznie szkoda było mi za każdym razem przerywać lekturę, jej czytanie rozciągnęło mi się na ponad miesiąc między kolejnymi wyjazdami, więc tym bardziej pobudzana była moja ciekawość, co wydarzy się dalej. Pozornie proste plany mogą się dość szybko skomplikować, o czym niejednokrotnie przekonują się bohaterzy tej opowieści. Im bliżej celu, tym trudniej do niego dotrzeć. I kiedy wydawać by się mogło, że gorzej być już nie może... następuje kolejny nieoczekiwany problem. Dylematy postaci, ich nie zawsze nie kolidujące ze sobą interesy, niosące tym samym problemy świetnie oddają prawdziwość twierdzenia o przepoławianiu podróży, co stanowi istny test cierpliwości i wytrwałości w szczególności dla Emmetta, który z taką determinacją stara się dopiąć obranego celu i nie zawieść młodszego brata.
Bardzo podoba mi się lekkość tej prozy, nie zdarzyło mi się znudzić w trakcie czytania, nawet mimo pozornie momentami nie tak wartkiej akcji. Zaintrygowała mnie zmiana sposobu narracji, przedstawiana raz z perspektywy poszczególnych bohaterów, innym razem prowadzona przez narratora trzeciosobowego skupiajacego się na konkretnej osobie. Może to utrudnić rozpoznanie, kto jest tą kluczową postacią lub też uzmysłowić czytelnikowi, że tak naprawdę każdy z protagonistów jest tak samo ważny w tej historii. Najciekawsze jest jednak dzięki temu to, że wiele z wydarzeń możemy śledzić z wielu różnych perspektyw, dokładniej poznając bohaterów, których one dotyczą.
W powieści dostrzegam przesłanie, że nigdy nie jest za późno, by wziąć swój los we własne ręce, nie poprzestawać na tym, co mamy, nie patrzeć na swój los bezczynnie, ale dążyć do czegoś więcej, mieć marzenia i pozwalać sobie na ich spełnienie. Oczywiście, we wszystkim jednak należy zachować rozsądek, nie dać się ponieść jedynie emocjom, ale także mieć świadomość konsekwencji swoich czynów i być gotowym do ich poniesienia.
Jeszcze trawię to słodko-gorzkie zakończenie opowieści, która nie pozostawiła złudzeń co do losu Woolly'ego ani Duchessa, pozwala jednak mieć nadzieję na pozytywne dalsze losy Emmetta, Billy'ego i Sally. Był moment, kiedy poczułam wręcz wzruszenie, dające nadzieję na optymistyczne zakończenie całej historii. Był też moment wyjątkowo humorystyczny (o wielkości męskiego ego). Ze zrozumieniem kiwałam jednak głową, kiedy analizując sobie pobieżnie charakterystyki postaci przyznałam rację autorowi, że czasami na drodze do szczęścia potrafi stanąć nam nadmiar tego, co w nas najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz