niedziela, 28 stycznia 2024

Słowiańskie klimaty - "Szeptucha" Katarzyny Bereniki Miszczuk

Od jakiegoś czasu gromadzę i uzupełniam moją słowiańską biblioteczkę, dlatego bardzo podobają mi się także powieści w tym klimacie. Do takich zalicza się właśnie "Szeptucha" autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk. Zwlekałam z zakupem wyjątkowo długo wiedząc, że książka powinna mi się spodobać, podobnie zresztą jak nie zawiodła mnie "Ja, Diablica". Wreszcie jednak, do czego szczególnie przekonała mnie wyjątkowo korzystna cena w krakowskiej "taniej książce" poza perspektywą braku lektury na odpoczynek po zwiedzaniu tego wspaniałego miasta, kupiłam i pochłonęłam jak tylko mogłam najszybciej. 

 

Jakkolwiek nie przyszłoby mi oceniać poszczególnych elementów czy postaci występujących, książka bardzo mi się podobała. Fabuła jest wciągająca, a wyjątkowo interesującym jest według mnie pomysł wyobrażenia sobie niejako alternatywnej rzeczywistości, w której nie tylko nie jesteśmy krajem chrześcijańskim a ustrój nie zmienił się od wieków, zatem panuje prapotomek pierwszego władcy, ale i połączenie w życiu codziennym technologicznego postępu z tradycją pokoleń. Choć może wydawać się naiwnym przypuszczenie, że w erze smartfona nadal będziemy wierzyć w lecznicze moce kamienia piorunowego albo rosy zbieranej w piątek przed wschodem słońca, to samo podkreślenie, że co nie zaszkodzi może pomóc, tłumaczy częściowo potrzebę podtrzymywania takich praktyk znachorskich - nie przekonuje to natomiast Gosi, która absolutnie szeptuchą zostać nie zamierza (wszak nie po to studia lekarskie kończyła!).

Może i główna bohaterka nie jest więc mimo wszystko moją ulubienicą, wzbudziła jednak nieco sympatii, nawet pomimo paranoicznych wręcz zachowań i przesadnego usiłowania pozostania ponad tradycją i utartymi przesądami - choć czasem to z jej strony istna ignorancja - na rzecz kroczenia z duchem czasu i baczenia na czające się wszędzie bakterie. Zdecydowanie bardziej ciekawą od niej postacią jest jej mentorka, wiejska szeptucha Jaga (przez siebie samą nawet nazywana Babą Jagą), która wykazywała się nadzwyczajną cierpliwością do swojej podopiecznej Gosi, ale i wyjątkową błyskotliwością, a także specyficznym rodzajem humoru i oczywiście doświadczeniem w swoim wcale nie tak banalnym zawodzie. Najbardziej jednak podziwiam umieszczenie wśród bohaterów legendarnego Mieszka I, uosobienia męskości i obiektu pożądania nie tylko ze strony Gosi, ale i niejako łączącego w sobie jednocześnie człowieczeństwo i boskość. Pomysł naprawdę wzbudził mój zachwyt!

A wszystko to w otoczce legendy o kwiecie paproci, obecności w ludzkim świecie słowiańskich bóstw i działających na ich usługach rusałek, ubożąt czy też upirów i wąpierzy. I naprawdę chce się więcej! Dlatego nie uważam czasu poświęconego na książkę za stracony. Mało tego - sięgnę po kolejne (tylko się w nie zaopatrzę!), a tymczasem na podorędziu mam "Jagę", która jest niejako prequelem tej historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz